„To nie było tak. Ale chciałbym, żeby było.” O tym, co czasem naprawdę znaczą nasze słowa

W rozmowach o rodzinie i dzieciństwie często pojawiają się zdania, które – choć brzmią jak relacje z przeszłości – bywają raczej odbiciem pragnienia niż rzeczywistego wspomnienia.
„Zawsze miałem oparcie w rodzicach.”
„W naszej rodzinie panowała bliskość.”
„Dostałem wszystko, czego potrzebowałem.”

Takie stwierdzenia mogą być zakorzenione bardziej w potrzebie niż w faktach. Nie są świadomym fałszowaniem przeszłości. Raczej są sposobem na utrzymanie spójności obrazu siebie, własnej historii i relacji z bliskimi. Pomagają utrzymać poczucie bezpieczeństwa, znaczenia, przynależności – nawet jeśli realne doświadczenia były dużo bardziej skomplikowane.

W takich wypowiedziach można dostrzec ślady wyparcia, pragnienia lub mechanizmów obronnych. Na poziomie świadomym są często wypowiadane z pełnym przekonaniem. Jednak ich głębszy sens ujawnia się wtedy, gdy pozwolimy sobie słuchać uważniej. W pracy terapeutycznej nie chodzi o to, by od razu prostować fakty czy demaskować iluzje.
Pytamy raczej: co ta opowieść ma ochronić?
Jaką potrzebę wyraża?
Jakiej straty, bólu lub pustki próbuje nie dopuścić do świadomości?

Uważne słuchanie takich historii pozwala zobaczyć nie tylko to, co zostało powiedziane, ale także to, co musiało zostać przemilczane. Za idealizacją często kryje się samotność. Za zapewnieniami o bliskości – tęsknota. Za przekonaniem o „wszystkim, co potrzebne” – być może głęboka, trudna do nazwania pustka.

Zdania, które brzmią jak pewniki, mogą być w istocie subtelnymi świadectwami tęsknoty za tym, czego brak najbardziej bolał. Kiedy otaczamy te słowa ciekawością, a nie oceną, zaczynają się powoli odsłaniać inne, głębsze warstwy opowieści – te, które naprawdę domagają się wysłuchania.